.RECENZJE · Wyd. Amare

„Granite Hills. Księga odrodzenia” Anna Leokadia

fot. Michalina Foremska

Autor: Anna Leokadia
Tytuł: Granite Hills. Księga odrodzenia
Cykl: Granite Hills #2
Wydawnictwo: Amare
Liczba stron: 212

Po tragicznych wydarzeniach w Granite Hills Candice przybiera fałszywą tożsamość i wyrusza na poszukiwania kogoś, kto byłby w stanie pomóc jej odwrócić skutki fatalnego rytuału. Gdy w końcu odnajduje wywodzącą się z prastarego rodu czarownicę Alyssę, zaczyna wierzyć, że ta misja może zakończyć się sukcesem. Przekonanie jej do współpracy może się jednak okazać trudniejsze niż zakładała, a Candice pilnie potrzebuje sojuszników. Ktoś wciąż czyha na jej życie. Jednak po tym, co przeszła, nie zamierza poddać się bez walki…

Po przeczytaniu Księgi krwi byłam szalenie ciekawa, jak zakończy tę historię Anna Leokadia. Czy uda jej się pociągnąć ją tak, by zaciekawiła czytelników i czy uda jej się utrzymać poprzeczkę, którą sobie postawiła? I przyznam, że mam trochę mieszane uczucia po skończonej lekturze, chociaż Księga odrodzenia sama w sobie bardzo mi się podobała.

Powiadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Być może. Ja na pewno nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła zasiąść z kontynuacją Granite Hills i sprawdzić co u Candice. I napiszę tak: pochłonęłam Księgę odrodzenia w jeden wieczór, tak fajnie i szybko czytało mi się tę część, ale mimo wszystko miałam pewien niedosyt. Dlaczego?

W pierwszej części działo się sporo, ale miałam wrażenie, że fabuła była wyważona, nie było ani za szybko, ani za wolno – ot, w sam raz. Tutaj przez mniej więcej połowę tempo było podobne, ale potem nagle przyspieszyło. I oczywiście nie jest tak, że to było jakoś okropnie złe, ale Anna Leokadia niemal ekspresowa skończyła i pozostawiła czytelnika w lekkim… szoku. Nie czepiam się tutaj zakończenia samego w sobie, bo, choć wydawało mi się, że będzie inaczej, to zaproponowane przez autorkę było jak najbardziej ok i całkowicie w stylu Candice. Jedyne co mnie z lekka rozczarowało to ten sprint, ku samemu zakończeniu. Nagle wszystko i dużo zaczęło się dziać i tak „strona po stronie” nastąpił the end. Zdecydowanie wolałabym, by książka zyskała na objętości, ale… jest, jak jest.

Niemniej sam pomysł na fabułę tej części był ciekawy. Widać, że autorka zrealizowała każdy aspekt swojego pomysłu i za to duży plus. Podobało mi się również to, że była to część przyjemnie tajemnicza z ciekawymi zwrotami akcji i przemyconym między linijkami uczuciem, które sprawiało, że zimne wampirze serca biły i to dość mocnym rytmem, choć nie tak jawnie. I co dla mnie ważne – Anna Leokadia nie zrobiła z tej historii ckliwego romansu.

Z zainteresowaniem śledziłam też poczynania głównej bohaterki. Niby odrobinę spokorniała, ale mimo wszystko tkwiła w niej ta zadziorność i cięty język. W tej części wzbudzała we mnie dużo więcej sympatii niż przy pierwszym spotkaniu, ale co się dziwić… w jej świecie minęło kilka lat, miała czas, by co nieco u siebie skorygować. 🙂

Ogółem więc dylogia Granite Hills to przyjemna i ciekawa lektura, która spodoba się i odbiorcom w wieku nastoletnim (powiedzmy 16+) oraz tym, którzy pełnoletność osiągnęli już jakiś czas temu. Anna Leokadia ma lekkie pióro, potrafi tworzyć fajny klimat i różnorodne postaci, a jej wampiryczna historia jest, według mnie, takim powiewem świeżości w tej konkretnej gałęzi fantastyki. Czy więc polecam? Oczywiście!

Granite Hills:
Księga krwi | Księga odrodzenia

Dodaj komentarz