.RECENZJE · Wyd. Novae Res

„Żmija” Joanna Lato

fot. Michalina Foremska

Autor: Joanna Lato
Tytuł: Żmija
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 244

Nadia, której imię oznacza „niosącą nadzieję”, z nadzieją ma niewiele wspólnego. Pozornie jest zwyczajną kobietą, która wykonuje nieco bardziej męski zawód. Ma męża, dom, przyjaciół, pracę, w której się realizuje i całkiem dobrze zarabia. Jednak pod płaszczykiem banalnej codzienności Nadia skrywa przerażające tajemnice.
Młoda kobieta poluje na mężczyzn, dzięki którym może zaspokajać swoje krwawe żądze. Trawiące ją od środka obsesje sprawiają, że jakakolwiek moralność przestaje dla niej istnieć, a granica między snem a rzeczywistością zaczyna się zacierać. Jest tylko ten obezwładniający wewnętrzny impuls, który każe jej działać bez względu na konsekwencje. Niestety niekontrolowane popędy powoli doprowadzają ją na skraj obłędu… A żmija w szale kąsa najmocniej.

Gdy zobaczyłam okładkę książki Joanny Lato, poczułam się zaintrygowana. Zahipnotyzowała mnie. Postanowiłam więc zapoznać się z opisem i… stwierdziłam, że może się za nim kryć ciekawa historia, tym bardziej że miał to być thriller. No cóż, wyobrażenia sobie, a rzeczywistość sobie…

Szczerze? Pojęcia nie mam, co przyświecało autorce przy pisaniu tej… książki. Dlaczego? Bo wnętrze Żmii to czysty chaos, a właściwie science fiction i to okropnie niskich lotów, w dodatku ze szkodliwą treścią. Chociaż pisząc, że to science fiction, obrażam ten gatunek… Ta „historia” nie powinna ujrzeć w ogóle światła dziennego.

Zacznijmy od tego, że próżno szukać w tej książce jakiejkolwiek logiki. I fabuła i bohaterka są jej pozbawione. Autorka skacze sobie po wydarzeniach niczym pszczółka z kwiatka na kwiatek – tutaj uszczknie trochę, tam trochę i tak brnie się do końca, mając wrażenie, że coś takiego nie mogło powstać w niczyjej głowie. Miało to budować napięcie? No nie budowało. Sprawiło tylko tyle, że nie da się w ogóle ogarnąć, co się dzieje.

A dzieje się tyle rzeczy wielotorowo, że można się pogubić o co właściwie tutaj chodzi? O morderstwa? O endometriozę? O spaczone poczucie sprawiedliwości? A może o to, co siedzi w głowach facetów, którzy niechybnie dają się uwieść i wykorzystać, by dosłownie stracić głowę? A może o to, że endometriozę można wyleczyć magicznymi ziółkami i jadem jakiegoś płaza z Brazylii? Lub ile czasu potrzebuje kobieta, by wybaczyć i czy w ogóle jest to w stanie zrobić i zapomnieć o facecie, który zostawił ją dla innej, bo nie potrafi utrzymać swojego sprzętu w ryzach?

A tytułowa żmija, czy też Nadia. Kobieta o wypaczonym poczuciu sprawiedliwości. Z ewidentnymi problemami psychicznymi. Kreowana przez autorkę na silną, niezależną i konkretną. Raczej odwrotnie. Joanna Lato sportretowała kobietę, jako coś plugawego, jako zło w najczystszej postaci.

Do tego dochodzą myśli mężczyzn, jacy pojawiają się na jej drodze – w tym lekarza i jej małżonka, które sprawiają, że lektura przypomina jakąś mocno przerysowaną tragikomedię.

Gdy skończyłam Żmiję, miałam wrażenie, jakbym wkroczyła w sam środek myśli osoby z jakimś konkretnym zaburzeniem. Było to po prostu męczące, niedające się jakkolwiek objąć rozumem, ba!, ja nawet nie chciałam tego rozumieć. Czytałam wiele kiepskich książek, ale ta na ten moment przebiła wszystkie, które do tej pory uznawałam za złe.

Dodaj komentarz