.WYWIAD

Wywiad: Marcin Masłowski

Marcin Masłowski zadebiutował w marcu 2020 roku pierwszym tomem cyklu fantasy Dzieci Czystej Krwi zatytułowanym Czteropalczaści. W lipcu tego roku w ręce czytelników trafiła kontynuacja zatytułowana Wyrocznia środka, która rozbudza wyobraźnię czytelnika jeszcze intensywniej. Czy i kiedy poznamy dalsze losy ulubionych bohaterów, zdradza autor w wywiadzie poniżej.

Ale jeślibyście chcieli być na bieżąco z nowinkami ze świata Dzieci Czystej Krwi, koniecznie zajrzyjcie na autorską stronę Marcina Masłowskiego (www.marcinmaslowski.pl).

Tymczasem zapraszamy do lektury wywiadu! 🙂

1. Zazwyczaj na wstępie pytamy o debiut i emocje jemu towarzyszące, ale może zacznijmy od tego, skąd wziął się pomysł na cykl Dzieci Czystej Krwi? Co było dla Pana inspiracją? I ile jeszcze tomów ma Pan w planach?
Pomysł sagi zrodził się około 5 lat temu. Wszystko zaczęło się dość sztampowo – od postaci chłopca, który dowiaduje się, że fundamenty otaczającego go świata grzęzną w błocie kłamstwa i żądzy władzy. A co gdyby w owym świecie, na pierwszy rzut oka odpowiadającym czasom „naszego” średniowiecza, istniał jeszcze inny, związany ze skomplikowaną technologią? Stąd niedaleko już do bogów, Tułaczy Świata (o nich będzie można przeczytać w kolejnym tomie) i kragów. Następnie wystarczyło zaludnić Wielkie Doliny, stworzyć królestwa i ich władców, oznajmić, że magia przeminęła, a później wszystko zamieszczać w wielkim kotle wyobraźni. Nic jednak nie jest przypadkowe – ani Dzieci Czystej Krwi, znani już Czytelnikom Czteropalczaści, ani Wyrocznia Środka, do której, mam nadzieję, niebawem będę mógł ponownie wszystkich zaprosić.
Nie jest mi łatwo mówić o konkretnej inspiracji, książce, serialu czy filmie. Myślę, że niemałe znaczenie miały: „Władca Pierścieni”, „Gwiezdne wrota”, czy pełne kapitalnych historii (choć kiepskich efektów) filmy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Lubię bawić się konwencją, zaskakiwać Czytelnika nagłymi zwrotami akcji i umieszczać w książkach drobne podpowiedzi związane z losem bohaterów, znaczeniem nazw czy imion. Przykładem może być słowo „ragnarok”, ostatnio bardzo popularne w kulturze masowej. W „Dzieciach Czystej Krwi” stało się nazwą miasta, lecz ma także inny, mitologiczny wydźwięk. Od imienia jednego z władców niedaleko już do legendarnego Yggdrasila…
Trudno odcinać się od tego, co nas otacza i tego, na jakim podłożu literacko-filmowym wyrośliśmy. „Dzieci Czystej Krwi” to szalony zbiór wątków i młodzieńczych fascynacji. Dlatego właśnie tak wielką frajdę sprawia mi pisanie książek.
Jako że historia jest dość obszerna, a los bohaterów niepewny, sagę zaplanowałem na cztery tomy.

2. Zarówno w Czteropalczastych, jak i w Wyroczni Środka poświęcił Pan wiele miejsca na dokładne opisy. Osobiście ta ilość przypadła mi do gustu, bo pozwoliła mi lepiej rozeznać się w wykreowanym przez Pana świecie, jednak są i tacy czytelnicy, którzy nie przepadają za taką ilością detali. Nie obawiał się Pan, że ta ilość szczegółów może być źle odebrana przez czytelników?
Zdawałem sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuję. Obecnie świat pędzi w szalonym tempie – liczy się wartka akcja, szybka walka i wygrana. Takie są filmy i takie też pisze się książki. Kiedy przyjrzałem się całej historii, zrozumiałem, że gdy nadam pęd bohaterom, nikt nie będzie chciał czytać o historii miast, które napotykają, czy ruin, jakie mijają na swej drodze. Oczami wyobraźni widziałem, jak zaskoczony i znudzony niewielkim opisem Czytelnik przerzuca kartkę, omijając jakąś legendę, tylko po to, by jak najprędzej dowiedzieć się, czy Ymir przeżył, czy nie. Dlatego „Czteropalczaści” to objaśnienie wykreowanego świata, to prezentacja postaci i miejsc, w których toczyć się będzie akcja. Wreszcie – to spokojne wprowadzenie do burzy, jaką, mam nadzieję, udało mi się rozpętać w „Wyroczni Środka”. Na marginesie podpowiem, że nie wszystko zostało przeze mnie dokładnie opisane. Są bowiem tacy bohaterowie, których wygląd nie został ujawniony…

3. Z drugiej strony mam wrażenie, że ta ilość opisów, to wymarzona sytuacja dla osób związanych z przemysłem filmowy, bo ułatwiłby im Pan pracę nad ekranizacją. Pisząc obie powieści, wyobrażał sobie Pan, jak wyglądałoby to wszystko, gdyby zabrał się za to kostiumolog, scenograf itd.? Kogo widziałby Pan w kluczowych rolach?
Jedna z Czytelniczek powiedziała mi, że I tom został napisany jak scenariusz i wręcz idealnie nadaje się do ekranizacji. Współczesna technologia daje filmowym twórcom niesamowite wręcz możliwości kreowania światów i postaci. Czy wyobrażałem sobie, jakby wyglądał filmowy Aktajon, a jak jeden ze stworów, który atakuje Blossiego? Oczywiście, że tak! Sądzę, że każdy pisarz marzy o tym, by jego historia znalazła swój kinowy (a nawet serialowy) odpowiednik i to koniecznie z gwiazdorską obsadą. Z obsadzaniem ról poczekam jednak do zakończenia sagi 😊

4. Czytając Czteropalczastych, chwilami czułam się zagubiona, musiałam wracać kilka stron i doczytać jeszcze raz, by mieć pewność, że nadążam za Pana historią i bohaterami. Jak udało się Panu zapanować nad wątkami i bohaterami?
Czy „Dzieci” byłyby wystarczająco ciekawe, gdybym skupił się wyłącznie na jednym z tematów? I w kolejnych rozdziałach ujawniał nowe postaci, które znienacka pojawiają się na drodze, dajmy na to, Ymira i Nathaiena? Być może wówczas można byłoby bardziej „zżyć” się z chłopcami i mocnej im kibicować, ale jakże ubogi byłyby wówczas świat Wielkich Dolin!
Nie było łatwo prowadzić jednocześnie wiele wątków, przerywać je w miejscach krytycznych i tak zaplanować całość, by połączyły się w odpowiednim czasie i miejscu, a jednocześnie tak zamknąć tom, by zachęcić Czytelnika do zapoznania się z kontynuacją. To stanowiło dla mnie dodatkowe wyzwanie, zwłaszcza że w każdym wątku musiałem przedstawić bohatera, którego cechy charakteru i postępowanie byłyby dla Czytelnika logiczne i zrozumiałe, a sama postać dostatecznie rozpoznawalna.
Sporym ułatwieniem było dla mnie sporządzenie wykazu postaci i miejsc oraz linii chronologicznej, która spina wszystkie motywy i losy bohaterów. Wiedziałem również, że zapoznając się z „Czteropalczastymi” Czytelnik, nie będzie dysponował takimi ściągami. Dlatego w obu tomach umieszczone zostały mapy świata, a w „Wyroczni Środka” znalazło się także krótkie przypomnienie wątków z I części. I kiedy czyta się „Wyrocznię”, wszystko zaczyna układać się w całość, prawda?

5. Gdybym zapytała Pana, która ze stworzonych przez Pana postaci ma najwięcej cech wspólnych z Panem, kogo by Pan wskazał?
Niełatwo mi odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze dlatego, że charaktery bohaterów „Dzieci Czystej Krwi” ewoluują w toku całej historii. Ten, który dziś jest dobry, w III tomie może okazać się zwykłą świnią. Po drugie, czy bohaterowie sagi – ci na pozór pozytywni – mogą być w ogóle lubiani? Nie wydają się, hmm, irytujący? Taki na przykład Ymir – nadpobudliwy egoista czy Mirka, złośliwiec i chwalipięta. Blossi, który nie rozumie tego, co się wokół niego dzieje i chyba zrozumieć się za bardzo nie stara. Xevioso, który uważa się za największego gracza w królestwie, a nie dostrzega, że sam stał się pionkiem w obcej grze. Jest też płaczący i marudny Nathaien oraz oczywiście tytułowi Czteropalczaści. Okazują się zupełnie infantylni i zachowują się jak rozpieszczone dzieci, których los obdarował zabawkami, a potem je zabrał, bo za bardzo się rozbrykali. Po drugiej stronie barykady spotkać można bardziej wytrawnych graczy i po cichu trochę im kibicuję (moim idolem jest Noliah i Cabron). Ile można czytać o ciągłej wygranej dobra nad złem! Czy mrok nie jest ciekawszy?
Zatem odpowiadając na pytanie – powiedzmy, że najwięcej z Autora znaleźć można w Nathaienie (co nie oznacza, że nieustannie płaczę, choć zdarza mi się marudzić).

6. A teraz cofnijmy się na chwilę do 2020 roku, a konkretnie do czwartego marca, bo to wówczas debiutował Pan pierwszym tomem Dzieci Czystej KrwiCzteropalczastymi. Jakie towarzyszyły Panu wówczas emocje? Czy były one porównywalne w czerwcu tego roku, gdy ukazała się Wyrocznia Środka?
Debiut jest zawsze wyjątkowy, i to bez względu na materię, w której stawia się pierwsze kroki. Tak było i w przypadku „Czteropalczastych”. Sam proces wydawniczy, żmudna praca nad tekstem i sposób, w jaki zaczyna się patrzeć na napisane przez siebie słowa – to wszystko było dla mnie zupełną nowością i na pewno przyspieszało bicie serca. Pamiętam dzień, kiedy otrzymałem egzemplarz próbny – gdy po raz pierwszy zobaczyłem swoje nazwisko na okładce, w której środku był napisany przeze mnie tekst! Ten moment był chyba najsilniejszym i najbardziej emocjonującym przeżyciem związanym z publikacją „Czteropalczastych”. Przy „Wyroczni Środka” odczucia były już inne. Znałem „procedury” i wiedziałem, jak Czytelnicy odebrali I tom. Ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że „Wyrocznia” jest bardziej dynamiczna i dostarczy wszystkim większej frajdy i silniejszych przeżyć.

7. A jak się Pan czuł, gdy zobaczył swoje dzieło na księgarnianych półkach?
Pierwszy raz, gdy ujrzałem książkowe wydanie „Czteropalczastych”, musiałem się chyba porządnie zaczerwienić – okazało się, że księgarz postawił tom obok książki Olgi Tokarczuk. Z tego powodu przez kilka kolejnych dni zadawano mi pytanie, kiedy otrzymam literacką nagrodę Nobla…

8. Fantastyka to ogrom motywów, które od lat są powielane. Tworząc Dzieci Czystej Krwi, nie obawiał się Pan, że wszystko, co mogło być opowiedziane, takim zostało?
Nie da się ponownie odkryć Ameryki. Ale można rozpocząć podróż na kontynent z innego portu i dążyć do celu różnymi drogami i w nieco zmienionym składzie osobowym. Czy to oznacza, że wyprawa będzie nudna? Że niczym nas nie zaskoczy, nie zdziwi? Wszystko zależy przecież od kapitana i załogi, jaką sobie dobierze.
Tworząc własną historię i bohaterów trudno oderwać się od własnych przeżyć, przeczytanych historii, obejrzanych obrazów i zasłyszanych piosenek. Siłą fantastyki jest właśnie to, że Czytelnicy chcą wracać do ulubionych motywów – elfów i skrzatów, wampirów, słowiańskich bóstw, kosmicznych wypraw, czy upadłych miast i apokaliptycznych wizji świata. Nie można, jak sądzę, zabraniać, ani mieć pretensji do autorów, że z jednej strony gotują ze wspólnych produktów smakowitą zupę, a z drugiej zmieniają ich proporcje, dorzucając do wielkiego garnka szczyptę od siebie. I właśnie dlatego za każdym razem powstają nowe, fascynujące opowieści, dzięki którym nie śpimy w nocy, przerzucamy kolejne kartki powieści z latarką w ręku… Bez względu jednak na to, jak powiedział kiedyś Józef Korzeniowski, „autor pisze tylko połowę książki, druga połowa należy do czytelnika”.

9. W przypadku grupki kilku młodych chłopców – jednych z bohaterów Pana cyklu – przyjaźń odgrywa ważną rolę, bo popycha ich do wzięcia spraw, a właściwie życia, w swoje ręce, co jest dla nich możliwością przeżycia przygody i uczenia się życia od tej praktycznej strony. Czy według Pana w życiu każdego z nas przyjaciel jest naszą osobistą podporą, która popycha nas do przodu, jednocześnie nad nami czuwając, gdy zmierzamy ku zatraceniu?
Niektórzy twierdzą, że przyjaźń jest największym szczęściem, jakie może spotkać człowieka. Jest silniejsza od miłości – a przynajmniej prawdziwa przyjaźń taka być powinna. Być może zabrzmię zbyt formalnie, ale uważam, że każdy powinien mieć jednego prawdziwego przyjaciela. I dlatego nie powinno się nadużywać tego słowa, bo traci ono swoje wyjątkowe znaczenie. W „Dzieciach Czystej Krwi”, a zwłaszcza w „Wyroczni Środka”, wątek przyjaźni i jej konsekwencje mają szczególne znaczenie dla relacji dwójki bohaterów – Nathaiena i Ymira. Właśnie łącząca chłopców bliska więź (a jest wyjątkowa, bo są dla siebie jedynymi „prawdziwymi przyjaciółmi”) uzasadnia ich kroki i postanowienia i w ostateczności doprowadza do konfrontacji z otaczającym ich niebezpiecznym światem. Wątpię, aby Nathaien zdecydował się podążyć na szaleńczą wyprawę za Patem Beczułką lub Hrymem.
Tak, przyjaźń daje podporę, gdy jesteśmy w biedzie. Ale także, niestety, potrafi doprowadzić do zguby.

10. Mając na uwadze wydarzenia ostatnich miesięcy i poruszony wyżej temat przyjaźni. Jaki według Pana miała, jeśli w ogóle, wpływ pandemia na przyjaźń i relacje międzyludzkie?
Sam zastanawiałem się, jak pandemia wpłynęła na relacje międzyludzkie. I odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Z jednej strony każdy z nas zapewne odczuł organicznie osobistych kontaktów, wspólnych wyjść, spotkań w większym gronie itp. Chyba doceniliśmy wówczas, jak były one dla nas cenne i jak bardzo nam brakuje zwykłego uścisku czy podania sobie dłoni na powitanie. Ale z drugiej strony dzięki współczesnej technice chyba z większą łatwością i mniejszą obawą o konsekwencje zmieniliśmy środowisko z realnego na wirtualne. Znane są mi przypadki wspólnych zabaw „na odległość” i takiego właśnie oglądania filmów, słuchana muzyki, a nawet odbywania rozmów przy kawie z daleka od kawiarni i położonego na stoliku menu. Ale pomimo tego, że wielu twierdzi, że paradoksalnie czas pandemii pozwolił im zmniejszyć dystans z ludźmi, umożliwił im otworzyć się na innych, nauczył słuchać i mówić o sobie, to jednak pozostając tradycjonalistą, stwierdzę, że może okazać się to złudne. Nie da się bowiem zastąpić zwykłej rozmowy w zatłoczonej kawiarni, przy piekielnie drogiej kawie, poprzedzonej kilkunastominutowym czekaniem na wolny stolik i wolnego kelnera.

11. Obecnie możemy się cieszyć większymi swobodami, choć jeszcze nie tak dawno byliśmy pozamykani w czterech ścianach, a teraz gdzieś tam przed nami majaczy kolejna fala i covidowe restrykcje. Czy w czasie izolacji książki stały się według Pana przyjaciółmi znacznej części społeczeństwa? A szczególnie fantastyka, bo pozwalała choć na chwilę opuścić ponurą rzeczywistość i zatopić się w innym świecie?
Książki były dla mnie zawsze ucieczką od otaczającego świata. I to bez względu na to, jaki miał on kolor. Mam cichą nadzieję, że ci, którzy odkryli je w czasie pandemii lub o nich sobie przypomnieli, nie porzucą ich, gdy „wszystko wróci do normy”. Czytanie książek staje się modne – i, do czorta, ta moda bardzo mi się podoba! Naprawdę nie ma znaczenia, czy wertuje się Dostojewskiego, Grocholę, Mroza, czy też czytuje się Sapkowskiego, Orzeszkową lub Twardocha (co za szalone zestawienie). Biblioteki są naszymi uniwersytetami, a ich mieszkańcy ani nas nie oszukają, ani nie porzucą. Nie wyśmieją i nie ofukają, będąc w złym humorze. W całości podpisuję się pod przysłowiem, że książka jest najlepszym przyjacielem człowieka (czyżby dlatego Nathaien tak dużo czytał?). Książki przecież, że pozostanę przy cytowaniu mądrzejszych, można podzielić na dwie grupy: książki na chwilę i na każdą chwilę (John Ruskin). Czytajmy więc!

Jeśli dotarliście do tego momentu, oznacza to, że przeczytaliście cały wywiad. 🙂 Mamy nadzieję, że była to interesująca lektura. 🙂

A Marcinowu Masłowskiemu dziękujemy za czas poświęcony na udzielenie odpowiedzi. 🙂

Jedna myśl w temacie “Wywiad: Marcin Masłowski

Dodaj komentarz